Gadka szmatka


Gdy nasyciłam się pierwszym obcowaniem z tą szmaciarską materią, gdy powstały dwie całkiem sporych rozmiarów kołdry/magmy rozlewające się nieregularnie puszyste twory z powtarzającymi się motywami twarzy okalanymi napisami - postanowiłam coś zmienić, spróbować jeszcze inaczej inaczej. Jakby mi było mało.
Wróciłam myślami do tego, co powodowało mną, że w ogóle sięgnęłam  po taki materiał a nie inny.
Tak więc ubranie z nadrukiem, czyli pewnego rodzaju przekazem. Właściwie nie pewnego rodzaju, a konkretnego rodzaju. Każda z tych rzeczy, każda z tych części garderoby bez względu na to czy są to koszulki z krótkim, czy długim rękawem, sukienki, podkoszulki, czy pidżamy posiadając nadruk, nadruk i napis lub sam napis - mówią o czymś – jeśli na zadrukowanej tkaninie z której uszyta jest bluzka widnieje ładna kobieta to jest to jakaś kobieta – musi być młoda, gładka zazwyczaj, ale jedna jest uśmiechnięta, wyuzdana, pewna siebie, inna zamyślona, nostalgiczna, romantyczna. Napisy, hasła, bon moty towarzyszące korelują z nimi. Seksowna krzyczy napisem – bierz mnie, jestem jeszcze bardziej seksi niż pokazał fotograf. Gorąco jestem bardzo, tylko twoja lub mogę być twoja. Romantyczna marzy o dobrym dniu, dalekich podróżach, pięknych snach, o miłości,  oczywiście tej jedynej i zawsze najprawdziwszej.
Dlaczego nie lubię tych ubrań, może to jakiś rodzaj neurozy, może zazdrość? Nie umiałabym założyć na siebie czegoś takiego jednak, bo wydaje mi się, że musiałabym mieć ze sobą cały plik banerów, transparentów z dopiskami, które poszerzyłyby ten przekaz tak jednorodny, tak ograniczony i toporny. Może uważam, że człowiek jest bardziej skomplikowany niż chcą marketingowcy i na ich usługach projektanci. Nie chcę być śpiącą pięknością w pidżamie, nie chcę puszczać oka jako pin up girl, nie chcę być rozmemłaną dziewczynką w dojrzałym wieku, która marzy o podróży w nieznane. Dlatego z tego całego barachła uszyłam sobie rzecz nową, ubraniową, wyjściową i całkiem niepraktyczną.
W pierwszej kolejności uszyłam wielką czapę, kształtem przypominającą hełm gwardzisty. Spotkały się w niej różne elementy, trupie czaszki, słodkie kocie oczka, trochę napisów, kilka twarzy.
Czapa wkładana na głowę od góry z przepaską pod brodą. Można w niej bezpiecznie walić głową w ścianę. Puszyste wypełnienie skutecznie niweluje wstrząsy, a jak wiadomo i tak głową muru nie przebijesz. Tak ja - choć nie zmienię mody, wzorniczej szowinistycznej niewygody nie zakażę to przynajmniej zdeprecjonuję ich przekazy i pobawię się tym. Sprawię, że będzie jeszcze bardziej intensywnie, krzykliwiej i niewygodniej.
Spodobało mi się, nie powiem. To było też niezłe wyzwanie, bo nigdy nie szyłam takich ‘wdzianek’. Następnie uszyłam coś na kształt kołnierza, etoli, coś co ma nas otulać, ocieplać, ale przez nawarstwienie zbyt dużej ilości materiału uniemożliwia nawet widzenie, bo zakrywa ponad połowę twarzy. Usztywnia i powoduje dyskomfort, ale wreszcie w tym kołnierzu stałam się na zdjęciu niemal niewidoczna, a przynajmniej wycofana z tego modowego obiegu. Łypię na to okiem z góry. A może chowam się ze wstydu, że inna jestem, nie tak powabna, nie taka jak chcą.
Potem uszyłam jedną getrę na nogę, taką co powoduje niewygodę. Z jednej strony ociepla, ale przez to, że jest tak gruba przy chodzeniu zaburza chodzenie. Ocierają się łydki i mylą kroki. Zupełnie jak w tym całym medialnym/wizualnym przekazie mieć czy być.
Potem zaczęłam znów szyć coś na kształt hełmu, kasku, tyle że tym razem powiększyłam go o kamizelę schodzącą niżej, aż po biodra i majtasy jak od zapaśnika sumo. Czy nie trzeba mieć w sobie wielkiej siły, aby udźwignąć ten cały przekaz ubraniowego must have?
Na zdjęciach pozuję dzielnie, zakładam to wszystko, tworzę kompilację od pojedynczych elementów do kadrów w których nakładam na siebie coraz więcej i więcej znikając w tym wszystkim jako mało istotny element. Ósma pasażerka no wiadomo. Tak się czuję po wielokroć, dlaczego nie uszyć czegoś co stan ten w sposób namacalny oddaje. Taka była moja wizja. Najpierw niezgoda, potem zabawa, koniec końców niewygoda wcielona i bunt. Powstał bełkot, gubią się już świetne przekazy, cudne obrazy - zostaje miazmat, gorący bełkot duszny i gorący. W środku ja, też przecież dość puszysta, czasem zbyt napuszona.









































































































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Proces, eksces tak tyka...

Szmaty