Przyodziewki


Kiedy nazbierałam już sporo szmat i wcieliłam się w sporo ról, gdy naszyłam wiele drobnych elementów wypukłych z wyciętych wizerunków i napisów zaczęłam układać je jak puzzle. 
Na podłodze, bo nie mam wypasionej pracowni z wielgachnym stołem.
Dopasowywałam i przekładałam, jakbym układała nowy wzór tkaniny, jakbym była taką poronioną krawcową, co nie wie właściwie co ma z tego wszystkiego uszyć, ale wie, że będzie to coś wielkiego. Stwierdziłam, że muszę zacząć i po prostu zobaczę, co z tego wyjdzie jak będę sukcesywnie przyszywać do siebie poszczególne elementy. Jak skrawek do skrawka w patchworku, bo na początku nie umiałam sobie wyobrazić całości. Czy w ogóle może być tutaj o czymś takim mowa? No raczej mowy nie ma.
Ruch odśrodkowy, okalający, ale szyjąc kaleczący palce, zwłaszcza palec środkowy ręki prawej, gdzie od ręcznego szycia i popychania igły mam wyżłobiony tunel.
Po jakimś czasie miałam taką małą kołderkę o nieregularnym kształcie.
Pomyślałam - becik dla dziecka, no i moja kotka Antonina od razu wyczytała moją myśl i w nim zasnęła.
Coraz trudniej było mi zszywać na siedząco przy stoliku. Powiększał się ten nowy twór. Częściej siadałam na podłodze i pół przykryta tą dziwną kołdrą, z rękami na powierzchni szyłam żłobiąc w palcu tunel. 
Zastanawiałam się jak nazwać nowopowstający obiekt i roboczo nazwałam go „Przyodziewek”. Powstał miękki obiekt o wymiarach ok. 150 cm na 200 cm. Z elementów, które w jakiś sposób nie pasowały mi do tego pierwszego obiektu – uszyłam mniejszy (ok. 100 cm na 70 cm).
Oba obiekty i trzeci, w formie obrazu 3D na grubym blejtramie, z wizerunkiem osoby w półportrecie z plątaniną zębów i ust wyciętych i pozszywanych z ubrań, przyszytych w centralnej części głowy pokazałam na wystawie zbiorowej – „Zakładnicy rysunku” w Czeskim Cieszynie, w Galerii Puda.
Po powrocie prac z wystawy kontynuowałam doszywanie i powiększałam „Przyodziewek”(1)
i w końcu zdecydowałam się doszyć ten mniejszy obiekt – „Przyodziewek” (2) do tego większego.
"Przyodziewek"(2in1) zaistniał także na V Piotrkowskim Biennale Sztuki w Piotrkowie Trybunalskim.
Zanim jednak do tego doszło, musiałam zakwalifikowany obiekt zanieść na pocztę, tzn. do kuriera i nadać. Zwinęłam go jak dywan, a biorąc pod uwagę mnogość ciał w nim splątanych i wizerunków, to właściwie jak zwłoki zawinięte w dywan i na głowie zaniosłam do najbliższego punktu nadawczego, bo źle wypełniłam przez internet przesyłkę, po którą chciałam by sam kurier do mieszkania przyszedł. Więc szłam jak afrykanerka z wielgachnym rulonem na głowie i zastanawiałam się, czemu nie maluję jednak obrazów, bo przynajmniej od czasu do czasu ktoś je kupował.
Gdy obiekt wspólny zrobił się naprawdę duży, a w swojej sztuce raczej zawsze tworzyłam formy niewielkie, kameralne, które raczej przez ich zwielokrotnienie i nawarstwienie nabierały rozmiarów  - poczułam, że chcę coś zmienić. Dalej praktykowałam regularne wycieczki w poszukiwaniu odpowiednich szmat, nadal fotografowałam się w upolowanych zdobyczach i dalej tworzyłam pojedyncze elementy wypchane syntetycznym puchem. Zmieniło się jednak coś, bo postanowiłam uszyć z tych elementów części garderoby.


"Przyodziewek" (1)













"Przyodziewek"(2)














































































Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Proces, eksces tak tyka...

Szmaty

Gadka szmatka